piatek gets the job done!

Tę atmosferę żyjącą uczuć dobrych lub złych, którą każdy człowiek w okół siebie roztacza, co przenikliwsza niż słowa, sugestyonuje otoczenie, zniewala, porywa.

Dlatego toż samo słowo bez siły w jednych ustach, w innych ma nieprzepartą moc żywą...

Bo słowo jest bardzo niedokładnem objawieniem, za każdem z nich stoją odmienne sfery uczuć, światy całe.

Słowa są niczem, wszystkiem są uczucia, z których wypływają one jak symbol niedostateczny choć widomy, ta żywa treść, co je przenika i wypełnia. I dopóki uczucia żyją, — słowo ma moc. Gdy uczucie ginie, — siła niknie. Pozostaje jeno kształt martwy i pusty, skorupa bez treści wewnętrznej. Ale duch ożywiający nie ginie, choć koncha zostanie rozbitą. Trwa nadal, zwycięża śmierć.

— W sobie samym nosisz piekło... zdeptawszy prawdę i wszelkie prawa moralne... Zdławionym głosem odezwała się Iza.

— Prawdę! czy ona w ogóle istnieje? jest to Proteusz wciąż zmieniający kształty i barwę, a dla każdego wzroku odmienny... Zmieńcie swe stanowisko, a prawda inną przybierze postać, pozostając wciąż niedoścignioną ułudą — I dla czago prawda ma być więcej wartą od fałszu? Fałsz — to tylko specjalny pozór prawdy, która ma ich tyle. ile jest mózgów, przez które się przesiewa. A prawa moralne? gdzie one? Usuńcie złudzenia i pozory a z waszej moralności nie ocaleje nic. To przesąd tylko.

— Nie! prawa natury w zasadzie swej są jednolite! Człowiek jest cząstką bezgranicznej całości, naczelne prawa moralne jego bytu wypływają z niewzruszonego prawa kosmosu.

— Jakież to prawo?

 

Tarcza słoneczna dogasając, oświetla krwawo jej postać z rysami znieruchomionymi w marmurowym spokoju, jakby skamieniałą w posąg.

— Wyniosłam stamtąd wielkie zrozumienie ludzkiego cierpienia i wielką miłość dla ludzi... Ja wiele kocham, dlatego że wiele pojmuję; pana leż kochani...

Na zmieszaną twarz chłopca trysnęła łuna. 

 

W oczach jej podniesionych ku górze, skupionych w wewnętrznem skoncentrowaniu, mignął jak strzała błysk filuterny:

— To właśnie pan czuje, i to tylko pana do mnie pociąga... W tem tkwią pierwiastki natury wyłącznie duchowej... Ja uczę pana pojmować siebie samego.

We wzroku, którym obejmował jej postać, gasły jakieś gorące blaski, zapalając się natomiast ciekawością.

— Pan przedewszystkiem pożąda ideału, czegoś...

nieokreślonego bliższymi wyrazami, co drzemie w twej piersi tęsknotą, to wyrywa się szyderstwem i bólem.

 

Do domu

— Nie wymawiam tego nikomu — och nie! — mówiła panna Florencya ze wzniesionemi w górę oczami, nakształt cierpiącej madonny, — przecież nikt chyba nie wątpi i powszechnie wiadomo, że ja żyję tylko myślą o innych... stale zapominając o sobie!

A z pod melancholijnie opuszczonych powiek obserwowała swego wielbiciela.

"Pan konsyliarzu szczerze współczujący, jednocześnie przecież trochę znudzony, potakiwał jej żałosnem podnoszeniem ramion, aprobacyjnem kiwaniem głowy i pobożnemi westchnieniami, niemniej jednak zabierał się już do odwrotu.

— Cóż? pora do domu! Jedziemy! —

GŁOS

Ale już donośny glos pani Salomei wzywał do stołu, nawołując do pośpiechu. Porządek nastawał, gwar cichł i dopiero po spożyciu pierwszego dania i zaspokojenia głodu, wybuchał znowu wesołością, żartami i śmiechem.

Najwymowniejszy z biesiadników, dziennikarz, usiłował być przedstawicielem literatury i prasy, rzecznikiem postępowych dążeń, starał się wyobrażać coś, jakby reformatora społeczeństwa. Gest miał okrągły, wymowę płynną, frazesy lały mu się z ust niepohamowanym potokiem. Nosił troche przymięty tużurek, sterczące białe kołnierzyki, które podejrzewano o pochodzenie papierowe: w natchnieniu wymowy wichrzył ręka. włosy, układając je w artystycznym nieładzie, pozował to na tryumfalnego Nitsche-anistę, to na zrozpaczonego Szpopenhaurzyste, na nad-człowieka, którego sercem bóle wszechludzkości targają.

Życie w ciasnem otoczeniu pokrewnej rzeszy stawało się coraz bardziej dokuczliwe, szpilkami politowania i szyderskich napomnień najeżone. Dotychczas imponowała im powaga i pewność siebie młodej dziewczyny, byli nią obrażeni, dotknięci, ale trzymani w pewnej odległości; teraz dopiero, czując lukę w fortecy, rzucili się z pociskami ostrzeżeń, ubolewań, domysłów, z całym przygnębiającym arsenałem rad, pocieszeń i przepisów i z wezbraniem wszystko zalewającej, tryumfalnej szarzyzny życiowej, pod władzy której Iza dotąd tak dumnie usuwała głowę.